Recenzja filmu

Seks, miłość i terapia (2014)
Tonie Marshall
Sophie Marceau
Patrick Bruel

Seks na lekarstwo

Niech Was nie zwiedzie tytuł: bohaterowie filmu Tonie Marshall dużo mówią, ale mało robią, zaś w ich ekranowym związku seksu i miłości jest tyle, co kot napłakał. Została tylko terapia.
Sophie Marceau wkroczyła już w wiek, w którym kobieca seksualność staje się tematem dwóch rodzajów filmów - mrocznych dramatów psychologicznych albo rozpustnych komedii. Francuska reżyserka i scenarzystka Tonie Marshall wykorzystuje potencjał aktorki w tej drugiej konwencji, próbując rozśmieszać widzów dowcipami o seksie, frywolnymi scenkami i dwuznacznymi dialogami. Filmowego erotyzmu tu jednak niewiele, a zabawy tyle, co u stryjka na imieninach.



Marceau gra nimfomankę Judith, która z powodu swoich miłosnych podbojów właśnie straciła pracę. Wraca więc w rodzinne strony i zatrudnia się u walczącego z nałogiem seksoholika Lamberta (Patrick Bruel), który prowadzi w miasteczku poradnię dla par. Judith nie traci czasu i zaciąga do łóżka kolejnych mężczyzn, podczas gdy Lambert pości i żyje nadzieją na prawdziwą miłość. Zderzenie charakterów sprawia, że sypią się pierwsze iskry, a powietrze między bohaterami gęstnieje. Nie trzeba dopowiadać, jak to się wszystko skończy.



Pomysł na film jest pikantny jak należy, niestety ekran szybko obnaża "Seks, miłość i terapię" jako wyjątkowo grzeczną i konserwatywną produkcję. W to, że Judith ma libido jak stąd do Buenos Airos, musimy uwierzyć na słowo; "moment" w filmie Marshall jest bowiem tylko jeden, a reszta tytułowego seksu ogranicza się do westchnień, zmrużonych oczu i anegdotek z podtekstem. Obmacywanki Lamberta w toalecie z pięcioma dziewczynami nie wystarczą, by zabawnie (a przy okazji - szczerze) odmalować seksoholizm, a nimfomania jest w filmie sprowadzona do formy niezobowiązującej, radosnej rozrywki.



By dodatkowo usprawiedliwić - bądź co bądź - niecodzienne zamiłowania Judith i Lamberta, Marshall wyciąga z rękawa poważne traumy z dzieciństwa bohaterów. Teoretycznie nie ma nic złego w fakcie, że reżyserka zmusza nas do empatii i sympatyzowania z bohaterami. Rzecz jednak w tym, że oboje - to już chyba wizytówka francuskich komedii - zachowują się irracjonalnie, są nadpobudliwi i reagują nieadekwatnie do sytuacji. Marceau odgrywa irytującą i odklejoną od rzeczywistości neurotyczkę (choć wspaniałej urody aktorce wciąż odmówić nie można), a Bruel kreuje Lamberta na sympatycznego niemotę. W tych bohaterach nie ma życia i ognia, zaś podglądanie ich emocjonalnych przepychanek szybko nudzi. Marshall ma też problem ze zdefiniowaniem tego, co przyciąga ich do siebie, a brak chemii między duetem równoważą u niej miłosne deklaracje.



Niech Was nie zwiedzie tytuł: Judith i Lambert dużo mówią, ale mało robią, zaś w ich ekranowym związku seksu i miłości jest tyle, co kot napłakał. Została tylko terapia.
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones